sobota, 4 czerwca 2011

Piątek- zły dzień dla samobójców.

W szkole brutalny dzień. Na matmie siedzę z P., przede mną siedzą A. i Z.
Nagle A. rzuca coś na ławkę i biegnie do drzwi. Pokazuje pani ręce:
- Co Ci się stało?!
A., jak to A., ze stoickim spokojem rzekła:
- Mam się wykrwawić i pani opowiedzieć czy mogę iść?
Patrzę na ławkę: kałuża krwi, ćwiczenia zaplamione. Wszyscy takie gały: o.o
Ja i P. rzuciłyśmy na to chusteczki, bo niektórym robiło się słabo. Ślady zbrodni zostały wytarte. Dopiero później dowiedziałyśmy się co się wydarzyło. Przecięła sobie rękę nożyczkami, w drodze do pielęgniarki spadły jej spodnie, gdy higienistka zadzwoniła do mamy, ta stwierdziła, że odda córkę do zakładu dla obłąkanych, a A. do końca dnia miała zakaz dotykania nożyczek.
...
Na angielskim, też próba samobójcza nieudana, ale tym razem kwiatek się powiesił, lecz szybka reanimacja go uratowała. Biedaczek, obrzydło mu parszywe życie na parapecie, nieustannie szarpany przez brutalnych uczniów, postanowił dokonać żywota. Doniczka głośno się roztrzaskała, a kwiatek zawisł na żaluzjach. Teraz pewnie smętnie siedzi i pije zwykłą deszczówkę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz